sobota, 31 grudnia 2011

Denial (USA) - Antichrist President (1991)

Denial (USA)




Po sporej dawce thrashu z UK czas powrócić na muzyczne rejony z których ta muzyka się wywodzi. Dziś zespół z USA, konkretnie z Północnej Karoliny. Powstali w 1987 i wydali jeden LP i jednego singla o tym samym tytule. Na "Antichrist President" z 1991go roku grają thrash taki bardzo amerykański, mi się to momentami kojarzy z wczesnym Testamentem. Osiem utworów, bardzo zróżnicowanych. Przeważają tempa średnie, riffy zaś ciężkie, takie bujane. Cóż, rok 1991 to już początek końca wspaniałej ery thrash metalu (1985-1992), więc i zespołów grających klasyczne albumy w stylu debiutów Exodusa czy Anthraxu mamy i mniej. Teksty dotyczą tematów politycznych (już sam tytuł to sugeruje). Solówki są długie i rozbudowane,ale raczej wolniejsze, nie są to takie typowe szybkie, ale krótkie i treściwe sola. Album trochę dłuży i momentami jest nudnawy. Np. dwuminutowa solówka na wstępie do "Third World Nation" jest po prostu nudna. Potem kawałek nabiera właściwych obrotów, ale też jakoś nie zaskakuje. Wokalista to chyba najsłabsze ogniwo tego zespołu. Głos ma nijaki i krzyczy też trochę na siłę.  Najlepszy kawałek to tytułowy "Antichrist President ", bardzo krótki ale za to treściwy. Summa summarum, nie jest to album wybitny, ot po prostu solidny thrashowy album z mroków przeszłości.Można się zapoznać.


Denial (USA) - Antichrist President (1991)

piątek, 30 grudnia 2011

Toranaga (UK) - Bastard Ballads (1988)

Toranaga (UK)



Nie wiem czemu ale bardzo lubię thrash metal z Wielkiej Brytanii. Może dlatego że daleko mu do jednostajności i (w dużej mierze) bezpłcIowości thrashu made in Germany. Lubię nawet te zespoły mało znane, które wydały po jednej, dwie płyty i przepadły w mroku historii;nie mówiąc już o tych wielkich brytyjskiej sceny (Sabbat, Onslaught, Xentrix). Dziś zespół zapomniany. Założę się że Ci, którzy przeglądają tego bloga pierwszy raz o nim coś usłyszą.Toranaga z Bradford. Toranaga to jeden z Samurajów, postać z japońskiego "Szoguna". Wydali dwie płyty i singla. Dwie płyty mam, singla nigdy nie słyszałem. Ich pierwsza płyta, "Bastard Ballads" wydana przez (sławną później z wydawania płyt Anathemie czy też Darkthone) Peaceville Records w 1988 roku to przykład inteligentnie zagranego thrash metalu, gdzie szybkość wcale nie jest największym atutem. A są nim zawodzące, ostre,ale melodyjne riffy, jak np. w "Dealers of Death". Wokalista ma bardzo ciekawy głos i stara się nie tylko krzyczeć, lecz bardziej śpiewać, co w takiej muzyce bardzo cenię. Te sześć utworów to co najlepsze w thrash metalu - mamy i szybkość, i melodię, i galopady, i majestatyczne zwolnienia, w których dopiero wtedy widać potęgę brzmienia. Co do brzmienia, płyta brzmi słabo. Gdyby zapewnić Toranadze produkcję taką jaką w tym czasie miała np. Sepultura, mieli byśmy potężnie i mrocznie brzmiący album. Płyta ma tylko sześć utworów, więc polecam posłuchać w całości.Są one długie, średnia długość utworu wynosi 6 minut. Najlepsze utwory to "Sentenced" (od razu przywodzi mi na myśl nieistniejącą już świetną fińską grupę metalową :-)), wspomniany "Dealers of Death" i instrumentalny utwór tytułowy, który od 4 minuty i 50 sekundy ma kilka sekund żywcem wyjętych z "Kill'em All" . Widać inspirację - w szybszych fragmentach słychać echa twórców "Ride The Lightning". Wydali później jeszcze drugą płytę, ale ta na swój post musi poczekać :) Enjoy :)


Toranaga (UK) - Bastard Ballads (1988)

czwartek, 29 grudnia 2011

D.A.M. (UK) - Human Wreckage (1989)

 D.A.M. (UK)




Rok 1989 obifitował w thrash metalu w bardzo dobre płyty i bardzo udane debiuty. Jednym z takich debiutów jest album brytyjskiego D.A.M. wydanego przez Noise Records. W tym samym roku w UK debiutował Xentrix. Od razu po wydaniu płyt te dwa zespoły zyskały sporą rzeszę sympatyków, ale głównie w Wielkiej Brytanii, a szkoda, bo zespoły to naprawdę dobre. "Human Wreckage" to dwanaście thrashowych kawałków, dla tych którzy lubią równe granie, takie bardziej bujające. Kawałek tytułowy to już chyba klasyk, nakręcono do niego klip (niestety w wersji krótszej, bez solówek, które są świetne). Taki "Left To Rot" to przykład thrashowego bujania. Riffy tną aż miło. "Prophet Of Doom" zaczyna się balladowym wstępem, poprzez ciężkie i szorstkie riffy przeistacza się w środkowej części w coraz szybciej galopującą maszynę. "Vendetta" to krótki utwór, który ma przepiękny wstęp na czystych gitarach. Szkoda że nie pokusili się o quasi-balladę, jak to robiły prawie wszystkie zespoły thrashowe (Testament, Metalika, nawet ich rodacy z Onslaught). Brzmienie jest bardzo dobre, co pozwala lepiej docenić tą muzykę. Nie ma co pisać, tą płytę trzeba znać. Pomnik europejskiego thrash metalu!!!


D.A.M. (UK) - Human Wreckage (1989)

środa, 28 grudnia 2011

Cyanide (USA) - World Peace Six Feet Under (1989)

Cyanide (USA)

Dzisiaj ciekawostka, o której w necie nie ma praktycznie nic, a i sam album jest raczej trudno dostępny. Cyanide z New Jersey, USA. Wydali jedno demo i jeden pełny album. Dema nie mam i nie znam. Na albumie "World Peace Six Feet Under" wydanym w 89-tym roku grali mieszankę thrashu, hardcore'a, punka i jeszcze kilku innych gatunków. Muzyka jest szybka, energetyczna, cały czas ciągnie do przodu i słucha się jej świetnie. Naprawdę dużo się w niej dzieje. Rzeczywiście trująca jak cyjanek. Takiego czadu jak "Fucking" nie powstydziłoby się Discharge. "I'm Me So Fuck You' to chyba najlepszy utwór, dobry jest też "Country MoshCyanide", gdzie zgodnie z tytułem country'owy wstęp przeradza się w thrashową galopadę. "Veto the Guido" to bliźniaczy brat "Jesus Saves" wiadomo kogo. Muzycy skupili się na riffach i solówkach, i to świetnie słychać.Fajna płyta, i jak na swoje czasy, z dość dobrym brzmieniem. Warto poznać. Dla fanów thrash/hardcore'a. Lubisz Discharge czy Soothsayer?, Polubisz i Cyanide.


Cyanide (USA) - World Peace Six Feet Under (1989)

środa, 21 grudnia 2011

Wrath (USA) - Fit Of Anger (1986)

Wrath (USA)

Trzecia płyta amerykańskiego Wrath była na blogu jako jeden z pierwszych postów. Dziś wracam do tego zespołu z jego debiutancką płytą "Fit Of Anger" z 1986go roku. Płyta bardzo różna od tej trzeciej, którą prezentowałem. Jest to thrash jeszcze świeży, nieupierzony, taki trochę dziki. Produkcja nie jest tak dobra jak na "Insane Society". Śpiewa na niej inny wokalista,Gary Golwitzer,  którego głos pasuje raczej do power metalu niż do thrashowego riffowania. Ale warto tej płyty posłuchać. Nie będę się rozpisywał co do kawałków, bo są bardzo różnorodne i dopiero całościowe przesłuchanie daje pojęcie o płycie. Wyróżniają się dwa utwory : numer 1. In the Wake z fajnymi wokalami i numer 3. What's Your Game ze świetnym riffem na początku. Warty posłuchania jest też instrumentalny "Bones", gdzie klimat zmienia się jak w kalejdoskopie,a sola w połowie utworu to poezja. Polecam tą płytę tym którzy lubią pierwszą płytę Megadeth a ogólniej tym, którzy lubią bardziej ciężkie riffy niż zawrotną szybkość.






Wrath (USA) - Fit Of Anger (1986)

niedziela, 11 grudnia 2011

Kilersi (Pol) - Hollywood (1999)

Nie samym Thrashem człowiek żyje :) Dziś będzie inaczej niż zwykle. Niejako w formie odskoczni od ciężkiej muzyki, postanowiłem wrzucić coś całkiem innego. W formie ciekawostki zamieszczam na swoim blogu drugi album polskiego zespołu Kilersi - "Hollywood' z 1999go roku, wydanego przez Artha.

Album taki do posłuchania bardziej dla relaksu,niż dla jakichś większych wrażeń. Kilersi słyną z rockowych wersji rozmaitych piosenek rozrywkowych, np. "Stokrotki", "Jagódki". Polecam ludziom którzy cenią u artystów poczucie humoru :)






Kilersi (Pol) - Hollywood (1999)

wtorek, 6 grudnia 2011

Deliverance (USA) - Deliverance (1989)

Po dłuższej przerwie wracam z debiutanckim albumem amerykańskiego Deliverance. Zespołów o tej nazwie z USA było kilka ale ten jest zdecydowanie najlepszy i najważniejszy.

Grupa powstała w 1985 roku w Los Angeles, oczywiście w Kalifornii (swoją drogą najlepsze grupy thrashowe, i nie tylko thrashowe pochodzą bądź pochodziły z tego zachodniego stanu). Kalifornia jako największe zagłębie thrash metalu na świecie pewnie doczeka się osobnego posta w najbliższej przyszłości. Prezentuję debiut Deliverance z 1989 roku, bo jest to czysto thrashowy album i, co tu dużo mówić, jest świetny. Grupa, wraz z kilkoma innymi, np. z Vengeance Rising mieści się w nurcie chrześcijańskiego thrash metalu. Oczywiście takie rozróżnienie jest sztuczne i tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Muzyka zawarta na debiucie Deliverance to thrash, w większości oparty na jednym głównym riffie, do którego dobudowywane są inne motywy muzyczne. Ten riff jest najczęściej szybki i mocny. Otwarcie w postaci "Victory" to czysty czad. Riff ze szkoły Slayera. Drugi kawałek, "No Time" to najlepszy utwór na tej płycie i chyba najlepszy utwór w historii tego zespołu, choć płyt wydali dość dużo. Wątpię żeby ten riff (na początku "No Time") nie spodobał się komuś kto lubi inteligentne melodię. Ten kawałek to klasyk. Szkoda że tak słabo znany. "No love" ma fajną motorykę i w środku riffowy most, którego słucha się naprawdę z przyjemnością. Atutem tej płyty są także solówki, obecne w sumie w każdym utworze. Nie jakieś biegniki, tylko melodyjne, treściwe sola.  "Jehovah Jireh" to thrash w czystej postaci. Sekcja rytmiczna "idzie" równo z gitarami, i świetnie się tego słucha. Wokalista i gitarzysta, Jimmy P. Brown II, układa sobie fajne linie melodyjne, nie krzyczy aby szybciej, ale śpiewa, co czyni ze słuchania tej płyty przyjemność.
Nie ma co dużo pisać, lubisz thrash, powinieneś poznać tą płytę. Deliverance nagrali po niej jeszcze kilka innych, ale dla mnie debiut zawsze będzie najlepszy. Na innych nie grali już thrashu, tylko takie różne rzeczy, trochę heavy, trochę jakiegoś industrialu, nie trafia to do mnie, ale debiut to rzecz świetna.
Polecam fanom melodyjnego, inteligentnie zagranego thrashu.







Deliverance (USA) - Deliverance (1989)


czwartek, 24 listopada 2011

Hobbs' Angel of Death (Australia) - Hobbs' Angel of Death (1988)

Hobbs' Angel of Death
O tej płycie post prędzej czy później musiał się znaleźć. Zespół nieznany, zapomniany, jednak dla fanów starego thrashu debiut tego zespołu to klasyka taka jak debiut Anthrax czy druga płyta Xentrixa. Ciekawostką jest że zespół jest z Australii, która muzycznie kojarzy się tylko z AC/DC. Debiut Hobbsów to w głownej mierze dzieło charyzmatycznego lidera, wokalisty i gitarzysty, Petera Hobbsa. Na pierwszym wydaniu płyty znajduje się 8 utworów, na późniejszych wznowieniach są jeszcze dwa dodatkowe. Muzyka zawarta na tym krążku to oczywiście thrash, ale taki bardzo niestandardowy. Na ogół kawałki zaczynają się od szybkich riffów i wspomagającej "pompującej" całość sekcji rytmicznej. W środku utworów mamy majestatyczne zwolnienia i właśnie wtedy widać wyraźnie całą potęgę riffów (Kuba Rozprówacz - "Jack The Ripper", "Satan's Crusade"). Cała płyta jest urozmaicona, na pewno nie nudzi i nie jest jednostajna, co zdarzało się wielu thrashowym grupom. Mnóstwo zmian tempa, urozmaiceń, dodatków.Obok szybkich i agresywnych utworów mamy kilka nieco wolniejszych - np. Maria Antonina.  Kilka słów trzeba wspomnieć o wokalach Petera Hobbsa - w przeważającej większości są to opętańcze krzyki - coś na kształt soundtracku do Apokalipsy. Wystarczy posłuchać refrenu do "House of Death". Inspiracja Tomem Arayą wyczuwalna od razu. Z jedną różnicą - Hobbs nie kładzie nacisku na ilość słów wykrzyczanych w jak najkrótszym czasie, a bardziej na "wczuwanie" się w to, o czym śpiewa.Efekt znakomity.
Ta płyta to klasyka; niestety po jej wydaniu zespół nie zrobił żadnej kariery. W 95tym roku wydali jeszcze jedną płytę, ale czasy były już inne, a i muzyka na tej płycie nie była tak dobra jak na debiucie. Fakt faktem, ich debiutancka płyta ma niesamowity klimat. Polecam szczególnie utwory  - najlepszy na płycie "Satan's Crusad", "Jack the Ripper" i majestatyczny, najdłuższy "Marie Antoinette".



Hobbs' Angel of Death (Australia) - Hobbs' Angel of Death (1988)

środa, 9 listopada 2011

Arkayic Revolt (Can) - Undead Man Walking (2009) (EP)

Do tej pory na blogu był raczej starszy thrash. Dziś postanowiłem wrzucić EPkę młodziutkiego kanadyjskiego zespołu thrash metalowego. Arkayic Revolt to zespół z Windsor, Ontario.
Świetna muzyka i dobre, możanby rzec, klasyczne logo.
Dorobek wydawniczy mają bardzo skromny, jedna EPka i jeden duży album. EPkę "Undead Man Walking" poznałem pod koniec roku 2009go. Jest to pięć świetnych, thrashowych kawałków thrashu w starym stylu. Dodatkowo na płytce mamy dwa krótkie instrumentalne kawałki. Jest to bardzo dobry, motoryczny thrash. Riffy są szybkie i ciężkie. Nie ma ani trochę stękania do mikrofonu, wokalista posiada bardzo fajną barwę, i układa sobie fajne linie melodyczne. Śpiewa równo, chropowato, natomiast refreny są bardzo równe i melodyjne. Wtedy, pod koniec roku 2009go, bardzo liczyłem na ten zespół i jemu kibicowałem. Ale gdy poznałem cały album rok później, to niestety nie przypadł mi do gustu. Praktycznie w ogóle mi się nie spodobał. Stracili gdzieś po drodze tą "lotność", świeżość, coś co sprawiało że słuchanie debiutanckiej EPki sprawiało przyjemność. Tak czy siak, EPka ta jest przykładem tego, że młody thrash metalowy zespół inspirujący się klasycznymi zespołami (Metallica, Megadeth, Anthrax) potrafi nagrać coś oryginalnego i swojego. Polecam utwory "Overthrow" ze świetnym refrenem, oraz prawdziwe thrashowe dzieło, utwór ostatni, "Immortal Visions ". Naprawdę polecam.





Arkayic Revolt (Can) - Undead Man Walking (2009) (EP)


piątek, 4 listopada 2011

Abacinate (Hol) - Out of the System (1991) (Demo)

Rok 1991. Thrash metal w odwrocie, traci swoją popularność na rzecz wchodzących na główną scenę black, i zwłaszcza, death metalu. Po roku 1992 trudno znaleźć bardzo dobry, czysty i klasycznie zagrany thrash metalowy album. Większość zespołów zaczyna zmieniać swoją muzykę, próbując dotrzeć do czegoś swojego, jak np. Sepultura. Tym razem prezentuję demo holenderskiego Abacinate z 1991 roku "Out of the System".
Na tym demie Holendrzy grają bardzo szybki i agresywny thrash metal. Siedem utworów,żaden nie przekracza czterech minut, więc demo nie nuży monotonią. Grają bardzo dobre riffy ze starej szkoły (jak choćby Kreator), i na tym się koncentrują - solówek jest mało i jeśli już są to są krótkie i są tylko dodatkiem. Punktem wyjścia jest mocny, transowy gitarowy riff.  Warto posłuchać. Zespół nagrał tylko dwie demówki.Thrash dla fanów agresywnego łojenia w stylu Kreatora czy Slayera.






Abacinate (Hol) - Out of the System (1991) (Demo)

Infernäl Mäjesty (Can) - None Shall Defy (1987)

Po długiej przerwie wracam na bloga z albumem całkiem zapomnianego (a może bardziej - nieznanego?) zespołu. Infernäl Mäjesty z Kanady.

Thrash metal made in Kanada różni się trochę od tego granego w Kalifornii. Nie jest taki standardowy, miesza w sobie bardzo różne elementy, o czym jeszcze nie raz napiszę. Nazwa zespołu może sugerować jakiś black metalowy zespół z drugiej ligi. Nic bardziej mylnego. Infernäl Mäjesty to czysty thrash metal. Z black metalem zespół ten łączy tylko tematyka tekstów. Przedstawiam debiutancki album "None Shall Defy" wydany przez Roadracer Records w 1987 roku.
To, co wyróżnia ten album z masy bezpłciowych albumów thrash metalowych zespołów z lat 80tych to atmosfera. Atmosfera oparta na niepokojących dźwiękach. Gęsta, przytłaczająca, duszna. Nazwałbym to takim "muzycznym horrorem". Nie jest to bezmyślna thrashowa łupanka jakiej pełno było w latach 80tych, gdzie wiele zespołów chciało się ścigać na szybkość czy też agresję, zapominając o melodii czy też czymś co zostaje na dłużej. "None Shall Defy" to bardzo różnorodna płyta. 9 utworów, przeważają rozkręcające się, coraz szybsze tempa. Tu brawa należą się gitarzystom - riffy tną jak żylety (utwór tytułowy, Overload). Sekcja rytmiczna cały czas robi przestrzeń dla rozpędzonych gitar. Bardzo lubię taki thrash. Są też oczywiście solówki, szybkie, natchnione. Głos wokalisty Chrisa Baileya też jest natchniony - śpiewa, czasem po prostu krzycząc i świetnie to współgra z "opętańczą" muzyką.Wyśpiewuje on kolejne wersety coraz bardziej zaangażowanym głosem. Wystarczy posłuchać utworu tytułowego, rozkręca się tak że to coś pięknego. Musiał się dużo Toma Arayi nasłuchać. Myślę że debiut Infernäl Mäjesty był inspiracją dla niektórych grup black metalowych. Ta płyta to jedna z wielu pereł thrashowych lat 80tych.Zespół wydał jeszcze dwie płyty, ale przeszły one bez echa, kariery nie zrobili, ale tą płytą zapisali się na kartach historii muzyki metalowej. Jest to jeden z najlepszych krążków nagranych przez kanadyjskie zespoły.Polecam z czystym sercem fanom thrashu, zwłaszcza fanom starego Slayera czy Sepultury z okresu 1987-1991.

Infernäl Mäjesty (Can) - None Shall Defy (1987)

środa, 19 października 2011

Exodus (USA) - Bonded By Blood (1985)

Thrash thrashowi nierówny. Dziś zespół znany, ale z płytą, która jest niejako pomijana. Minęło już troche czasu od jej wydania, i teraz raczej już mało mówi się o tej płycie, bardziej koncentrując uwagę na nowych płytach Exodusa. Czy słusznie? Pewnie tak, bo przecież cały czas nagrywają nowe płyty, ale...według mnie nie umywają się one do tej pierwszej.

Exodus każdy fan thrash metalu powinien znać. Jest to klasyczny thrashowy zespół z Kalifornii,USA. Nagrywali i nadal nagrywają świetne thrash metalowe albumy, i według mnie powinni się cieszyć sławą co najmniej taką jak Megadeth. Prezentuję ich debiutancki longplay "Bonded By Blood" z 1985 roku, bo uważam że to najlepszy ich album i w kontekście thrash metalu jeden z albumów, które po prostu powinno się znać. Powstali w San Fransisco w 1980 roku ale stosunkowo późno wydali swój debiutancki album. Pierwszym gitarzystą był Kirk Hammet który później opuścił grupę na rzecz Metalliki. Z Hammetem Exodus nagrał tylko jedno demo z 1982 roku. Obie grupy były zresztą zaprzyjaźnione. Kirk Hammet był dobrym kumplem wokalisty Exodusa Paula Baloffa. Sam Baloff to dość ciekawa postać i pewnie kiedyś zrobię o nim osobnego posta. Oddany thrash metalowi bez reszty, prawdziwy fan i orędownik tej muzyki. Ponoć na koncertach potrafił kopniakami zrzucać ze sceny fanów, albo krzyczeć: "Ten koleś nie macha głową, Skopcie mu tyłek". Jego wokale świetnie współgrają z szybkimi i agresywnymi kawałkami na "Bonded By Blood". Jest to jedyna płyta Exodusa którą bardzo lubię w całości. Nie przepadam za głosem Steve'a 'Zetro' Souzy. Wolę Exodusa z Ballofem za mikrofonem.
"Bonded By Blood" to według mnie o wiele lepsza płyta niż np. debiut Megadeth. na tej płycie smakuje wszystko. Mamy świetne, szybkie i dobrze brzmiące kawałki. Wystarczy posłuchać kawałka tytułowego albo chociażby "And Then There Were None". Te 9 kawałków to przykład tego, jak powinno się grać thrash metal. Szybko, równo i z odpowiednim wykopem. Gdyby ten album byłby wydany w 1983-84 roku, to zamiast Anthraxu albo Megadeth pewnie Exodusa zaliczalibyśmy do Wielkiej Czwórki. Koniec końców, klasyka, którą trzeba znać.


Exodus (USA) - Bonded By Blood (1985)

poniedziałek, 17 października 2011

Onslaught (UK) - In Search of Sanity (1989)

Był Xentrix, pora więc na drugi z klasycznych thrashowych brytyjskich zespołów. Onslaught. Prezentuję ich trzecią i według mnie, najlepsza płytę "In Search Of Sanity" z 1989 roku. Co ciekawe, sam zespół w wywiadach podkreśla że to ich najgorszy album. Dla mnie jest on najlepszy. Klasyczny thrash metal. Szybkie, równe thrashowe kawałki. Mamy też balladę, długą i progresywną, zakończoną thrashowym riffowaniem i solówkami - 'Welcome To Dying'. W ogóle cały album najeżony jest długimi, rozbudowanymi solami, których świetnie się słucha. jest to ogromny plus tej płyty. Utwór tytułowy to istny czad. A 'Shellshock' dalej grają na koncertach. Mamy dwa covery - znany z singla 'Let There Be Rock' AC/DC i 'Confused'  legendy NWOBHM Angel Witch. Płyta bardzo równa i dobrze brzmiąca. Różni się znacząco o dwóch poprzednich. Dla fana melodyjnego thrashu obowiązek.
Onslaught to chyba jedyny zespół, którego powrót uważam za naprawdę udany. Większość powrotów grup thrashowych sprzed lat nie jest dobrym pomysłem, ale w przypadku Brytyjczyków wychodzi im to naprawdę na dobre. Chyba przeżywają swoją drugą młodość, bo po powrocie nagrali dwa świetne albumy. Tylko pogratulować.



Onslaught (UK) - In Search of Sanity (1989)

Genesis of Aggression (Pol) - Disappointment (1989)

Genesis of Aggression to polski zespół thrash metalowy z Siemianowic Śląskich. Wydali jedno demo i jeden album na kasecie w 1989 roku. 'Disappointment' to 12 thrashowych kawałków (plus jedno Intro) z różnymi smaczkami. I właśnie w tych smaczkach chyba kryje się największa zaleta tego albumu. Muzyka osadzona jest w thrash metalu, ale mieści w sobie elementy wielu różnych stylów. Fortepianowa (nie jestem pewien do końca czy to jest fortepian) solówka w środku utworu 'Cold Ice in My Brain' naprawdę robi wrażenie. Cała płyta,przeciwnie do tytułu, nie rozczarowuje,ale zaskakuje świeżością rozwiązań muzycznych. Wokalista i gitarzysta Jarosław Dziedzisz dysponuje bardzo oryginalnym głosem, choć momentami czuć że śpiewa pod J. Hetfielda. Ale stara się śpiewać w bardzo różnorodny sposób, i wychodzi mu to na korzyść.Balladowy wstęp do 'Weakness' zmienia się z czasem w prawdziwe thrashowe riffowanie.Z kolei środkowe motywy 'Behind The Closed Door' mogą kojarzyć się z twórczością autorów 'Master of Puppets'. Mamy także balladę w dwóch wersjach językowych - "Przebudzenie" i 'The Ninth Month'. 'Przebudzenie' to naprawdę liryczny kawałek. Świetne otwarcie w postaci 'trudge to front'. Refren wbija się w głowę i długo nie chcę z niej wyjść. 'Trudge to front throught the pain Trudge to front to abate the interest Trudge to front Trudge to front To turn the feelings into the action'. Ten kawałek to thrash metalowy przebój. Płyta właściwie nie posiada słabych punktów. Gdyby chcieć wyłapać wszystkie ukryte na tym albumie smaczki to trzeba by na to poświęcić trochę czasu. Thrash metal jest tu tylko punktem wyjścia do stworzenia świetnej metalowej muzyki, z oryginalnymi pomysłami i aranżacjami. Jedynym mankamentem tego albumu jest momentami sztucznie brzmiąca perkusja. 

Nie znam historii tego zespołu i nie wiem jaki był powód rozpadu grupy, ale z takim materiałem mogli zrobić w Polsce karierę. Wydanego w 1988 roku dema nigdy nie słyszałem. A z chęcią bym posłuchał. Jeśli masz je w mp3, daj znać.

'Disappointment' to dla mnie płyta ze wszech miar znakomita. Brzmienie nie jest idealne, ale w końcu był to album wydany na kasecie, a do tego ma ona już trochę lat. Szkoda że nie ma żadnej edycji CD, myślę że byłoby kilku chętnych. Jak dla mnie ta płyta to taka thrashowa perełka w polskim światu muzycznym. Całkiem zapomniana i niedoceniana. A szkoda, bo muzyka naprawdę warta grzechu. Skuś się, bo warto.

 

Genesis of Aggression (Pol) - Disappointment (1989)

Wrath (USA) - Insane Society (1990)

Wrath.
Amerykański zespół z Chicago. Wydali 3 pełne płyty. Na dwóch pierwszych grali surowy thrash, bardzo równy i melodyjny. Na prezentowanej tutaj, Insane Society z 1990 roku wydanej pod skrzydłami Medusa Records, zmienili wokalistę i grali już zupełnie inaczej. Nadal był to thrash, ale bliższy już temu co zapowiadał 'Black Album'. Muzyka straciła nieco na szybkości na rzecz ciężaru. Ciężaru najwyższej klasy. Na dwóch pierwszych albumach śpiewał Gary Golwitzer i bardziej to przypominało power metalowe wycie niż rasowe thrashowe śpiewanie a la Tom Araya. Na tej płycie śpiewał już Kurt Grayson, obdarzony ciężkim, świetnie pasującym do takiej muzyki głosem. Układał on sobie też bardzo dobre linie melodyczne. Praca gitar i sekcji rytmicznej robi wrażenie. Wszystko ładnie 'hula'. Polecam zwłaszcza kawałki 'Test Of Faith', 'Closed Doors' i oczywiście 'Insane Society' do którego nakręcono klip, który dość często w swoim czasie puszczany był w programie Headbangers Ball. Jeśli lubisz thrash metal pierwszej połowy lat 90tych, ta płyta jest dla Ciebie.


Wrath (USA) - Insane Society (1990)

Kublai Khan (USA)

Ciekawe czy ktoś kojarzy kto to był Kublai Khan? Jeśli nie, to wyjaśniam krótko, że był to mongolski władca z XIII wieku. Oryginalna nazwa jak na zespół thrash metalowy.
Kublai Khan to zespół z USA, całkowicie nieznany i zapomniany. Wydali tylko jedno demo i jeden LP w 1987 dla New Renaissance Records, po czym się rozpadli. Wokalista i gitarzysta Greg Handevidt grał kilka miesięcy w Megadeth na przełomie 1983/84."Annihilation" to płyta bardzo dobra, nie genialna, ale solidna, z dobrym thrashem made in USA. Polecam zwłaszcza tym, którzy lubią solidne thrashowe riffy. Wystarczy posłuchać takiego "Mongrel Horde".

Kublai Khan (USA) - Annihilation (1987)

A tutaj jeszcze nagrania live z 1986 roku jakby ktoś byłby zainteresowany jak grali na żywo:
Kublai Khan (USA) - Ryans Corner St. Paul 29/05/1986

Attomica (Bra) - Disturbing the Noise (1991)

Attomica
Attomica to thrash metalowa kapela z Brazylii. Powstali w 1985 roku. Grają do dziś ale chyba poza Brazylią to mało kto o nich słyszał. A szkoda, bo thrash metal to najwyższej próby. Trzecia ich płyta, właśnie Disturbing The Noise z 1991 roku, przyniosła pewne zmiany w stosunku do dwóch poprzednich. Fragmenty szybsze stały się bardziej "czytelne", nabrały agresji. Słychać podobieństwa do rodzimej Sepultury czy też do Slayera. Płyta ma bardzo dobre (jak na tamte czasy) brzmienie, dzięki czemu słucha jej się z przyjemnością. W 2004 roku wyszła reedycja z dwoma kawałkami live. Polecam fanom dobrego thrashu!!!

Disturbing The Noise


Attomica (Bra) - Disturbing the Noise (1991)

Xentrix (UK) - Shattered Existance (1989)

Na początek zespół od którego płyty blog ten wziął swą nazwę. Zespół Xentrix powstał w 1985 roku w Preston.
Wydali 4 duże płyty i kilka innych wydawnictw. Już demo "Hunger For Demo" z 1987 pokazało spory potencjał grupy. Dwa lata później Xentrix wydaje swój debiutancki Shattered Existence i od razu staję się czołową grupą thrash metalową na Wyspach, obok Onslaught, Slammer i Sabbat. Jednak płyta ta zdecydowanie przywyższa nagrania dwóch wymienionych. Na płycie znajdujemy 9 klasycznych thrash metalowych utworów w stylu Metalliki/Megadeth. Wspaniałe otwarcie w postaci " No Compromise", następnie same dobre kawałki. "Balance of Power" spokojnie mógłby się znaleźć na którejś ze starych płyt Metalliki. Utwory utrzymane w thrashowych prędkościach, ze sporą ilością świetnych solówek. Wokal Chrisa Astleya może w niektórych miejscach kojarzyć się z głosem J. Hetfielda, ale obaj mają całkiem inne głosy. Linie wokalne zasługują na pochwałę. Chris raz krzyczy, a raz świetnie, równo i melodyjnie śpiewa. "Balance of Power" i "Crimes" to thrash metalowe klasyki. Wraz z swą drugą płytą Xentrix wpisał się na stałe do historii europejskiego thrash metalu. Tam, gdzie kończyła się Metallica, zaczynał się Xentrix. Szczerze polecam.



Xentrix (UK) - Shattered Existence (1989)