wtorek, 6 grudnia 2011

Deliverance (USA) - Deliverance (1989)

Po dłuższej przerwie wracam z debiutanckim albumem amerykańskiego Deliverance. Zespołów o tej nazwie z USA było kilka ale ten jest zdecydowanie najlepszy i najważniejszy.

Grupa powstała w 1985 roku w Los Angeles, oczywiście w Kalifornii (swoją drogą najlepsze grupy thrashowe, i nie tylko thrashowe pochodzą bądź pochodziły z tego zachodniego stanu). Kalifornia jako największe zagłębie thrash metalu na świecie pewnie doczeka się osobnego posta w najbliższej przyszłości. Prezentuję debiut Deliverance z 1989 roku, bo jest to czysto thrashowy album i, co tu dużo mówić, jest świetny. Grupa, wraz z kilkoma innymi, np. z Vengeance Rising mieści się w nurcie chrześcijańskiego thrash metalu. Oczywiście takie rozróżnienie jest sztuczne i tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Muzyka zawarta na debiucie Deliverance to thrash, w większości oparty na jednym głównym riffie, do którego dobudowywane są inne motywy muzyczne. Ten riff jest najczęściej szybki i mocny. Otwarcie w postaci "Victory" to czysty czad. Riff ze szkoły Slayera. Drugi kawałek, "No Time" to najlepszy utwór na tej płycie i chyba najlepszy utwór w historii tego zespołu, choć płyt wydali dość dużo. Wątpię żeby ten riff (na początku "No Time") nie spodobał się komuś kto lubi inteligentne melodię. Ten kawałek to klasyk. Szkoda że tak słabo znany. "No love" ma fajną motorykę i w środku riffowy most, którego słucha się naprawdę z przyjemnością. Atutem tej płyty są także solówki, obecne w sumie w każdym utworze. Nie jakieś biegniki, tylko melodyjne, treściwe sola.  "Jehovah Jireh" to thrash w czystej postaci. Sekcja rytmiczna "idzie" równo z gitarami, i świetnie się tego słucha. Wokalista i gitarzysta, Jimmy P. Brown II, układa sobie fajne linie melodyjne, nie krzyczy aby szybciej, ale śpiewa, co czyni ze słuchania tej płyty przyjemność.
Nie ma co dużo pisać, lubisz thrash, powinieneś poznać tą płytę. Deliverance nagrali po niej jeszcze kilka innych, ale dla mnie debiut zawsze będzie najlepszy. Na innych nie grali już thrashu, tylko takie różne rzeczy, trochę heavy, trochę jakiegoś industrialu, nie trafia to do mnie, ale debiut to rzecz świetna.
Polecam fanom melodyjnego, inteligentnie zagranego thrashu.







Deliverance (USA) - Deliverance (1989)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz