sobota, 12 grudnia 2015

Heathen (US) - Victims of Deception (1991)

Witam po dość długiej przerwie.
Heathen



Wracamy na bloga z drugim albumem amerykańskiego Heathen, 'Victims of Deception' z 1991 roku.Zespół zacny i warty poznania przez szerszą widownię, a mam wrażenie że mało kto ich zna i słucha. Zespół założyli gitarzysta Lee Altus i perkusista Carl Sacco w Kaliforni, US w 1984 roku. Nagrali trzy pełne płyty a prezentowana płyta została wydana przez Roadrunner.Na drugiej (moim zdaniem najlepszej) płycie Heathen gra energetyczny, techniczny thrash metal ze znakomitymi gitarami i świetnym brzmieniem. Jest dużo dojrzalej niż na debiucie - zdaje się że panowie wiedzą już co chcą grać i w jaki sposób. Riffy mamy ciężkie, mocne, takie transowe. Do tego długość utworów - średnia jakieś 6 minut. Kogoś kto nie bardzo lubi thrashowe łojenie taka dawka agresji może trochę nużyć na raz, ale ktoś to coś takiego lubi [ :) ] będzie poznawał i wracał do tej płyty z przyjemnością.
Płytę otwiera 'Hypnotized' i zgodnie z tytułem utwór zaczyna przemowa jakiegoś gościa - brzmi to jak jakiś polityk który głosi swoją płomienną mowę [hipnotyzuje:) . Potem mamy już wejście gitar -na pierwszym planie wolne riffy a na drugim melodyjne czyste-gitarowo zagrywki. Intro się uspokaja by po kilku minutach pojawił się obraz tego co nas czeka - ciężkie gitary, coraz szybsze riffy i perkusja która to wszystko podbija - riff około 2.40 to coś pięknego.Riffy tną do przodu a perkusja to świetnie podkreśla.No i mamy wokal Davida White'a - ogólnie to facet dość melodyjnie śpiewa, czasem frazuje koncówki trochę mocniej. Dalej mamy opus magnum płyty i Heathen - 'Opiate of the masses' (opium dla mas, termin od Marxa który nazywał tak religię).No i to jest znakomitość; począwszy od pierwszego uderzenia gitar i wejścia melodii granych raz po raz. Potem mamy miarowy riff aby w końcu przejść do bardzo konkretnej techincznej thrashowej jazdy około 1.14.Chce się słuchać. Gitary wyborne, solówki także, wszystko się ładnie układa. Dalej mamy także ciekawe 'Fear of the unknown' które zaczyna się balladowo aby się rozkręcić...i grzać.
No i cover 'Kill the king' wiadomo kogo - powiem tyle - panowie z Metaliki powinni sobie przed nagraniem swojej wersji tego utworu puścić kilkanaście razy wersję Heathen; z pewnością wszystkim wyszłoby by to na zdrowie.Mamy też gitarową miniaturę która pokazuje tylko kunszt gitarzystów - 'Guitarmony'- bardzo fajnie się tego słucha; a przynajmniej ja wolę takie popisy niż Vai'a albo innego Malmsteena.
Utwory są w sumie dość podobne do siebie ale każdemu z osobna trzeba dać osobną szansę - dlatego nie będę opisywał każdego utworu - niech opis tych kilku będzie wystarczającą zachętą.
Jest na tej płycie wszystko co lubię w Thrash metalu - szybkość, ciężar, szlachetność, inteligentne melodie, dobry wokal, znakomita technika i bardzo dobre umiejętności w dziedzinie pisania utworów co sprawia że płyta nie nuży.
Niestety była to ostatnia płyta Heathena przed rozpadem w 1993 roku. Powrócili na scenę w latach 2000, w 2004 wydali składankę swoich kawałków współ z coverami a w 2010 wydali nowy, trzeci album.W 2006 wyszła także reedycja 'Victims' na CD przez polskie Metal Mind.
Znakomity zespół, a płyta dla fanów długich wycieczek Slayera oraz Dark Angel z okresu 'Time does not heal'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz