Welcome again !!!
Dziś album baaardzo zapomnianego zespołu z Fort Lauderdale z Florydy, oczywiście w Stanach Zjednoczonych. Nazywali się Amboog-A-Lard i wydali dwie demówki i jeden pełny album. Trzeba przyznać że nazwa bardzo oryginalna i intrygująca, ale sugeruje raczej death metalowe granie niż to co prezentują na albumie.
W zespole na basie i na gitarze grał Jeordie White znany później jako Twiggy Ramirez, a gdzie gra obecnie to sobie możecie sami sprawdzić :) Ich album jest z 1993go roku, więc z okresu kiedy thrash metal był już
bezpowrotnie w odwrocie a królował death i black metal, a główne zespoły
thrashowe zaczęły bardzo eksperymentować i szukać nowych brzmień. Mamy
10 kompozycji (w tym intro). Amboog-A-Lard zaskakują nowością
muzycznych rozwiązań i pomysłów. Jest to bardzo świeża muzyka, frapująca
i wciągająca. Opiera się głównie na ciężkich, naprawdę masywnych i
potężnych riffach, raczej w średnich tempach. Choć utworowi numer 2,
"Beyond Insanity" (następującym po intrygującym i niepokojącym intro)
nie brakuje thrashowej szybkości. Są długie i rozbudowane dlatego też w
wielu recenzjach album ten jest klasyfikowany jako progresywny thrash
metal. Thrash metal jest tu tylko punktem wyjściowym do stworzenia
naprawdę oryginalnej muzyki. I jeśli już mowa o thrashu, to jest to
bardziej zapatrzenie na ciężkie riffy i masywność niż szybkość i
"nośność" thrashowych orkiestr. Skojarzenie biegną w techniczny thrash
spod znaku "And justice...." i "Czarnej " Metalliki. Gitarzyście
zahaczają momentami o death metal a cały album ma taki posmak (w końcu
był nagrywany i miksowany na Florydzie :) - ale bez obaw, nie jest to
album death metalowy, jest to ciężkie, ale jeszcze w granicach głęboko
osadzonego thrash metalu. Prawie w każdym utworze mamy smaczki, jakieś
ukryte małe ozdobniki które bardzo wzbogacają muzykę. A to w małej
ilości klawisze (np."Art of Sin"), a to jakieś akustyczne fragmenty, a
to jakiś fajnie wykrzyczany wers. Jest w co się wsłuchiwać. "Do or do
not" to z kolei takie wyciszenie przed prawdziwą ucztą jaką jest utwór
tytułowy który jest dla mnie ich opus magnum. Ostry, mocny riff, zmiana
tempa, długa, natchniona solówka, w środku utworu uspokojenie. Zwróćcie
uwagę na fragment utworu tytułowego zaczynający się od 03:07. Dla mnie
to naprawdę zaskoczenie, oczywiście pozytywne. Potem jeszcze ta
solówka...Solówek jest bardzo mało, bo raptem kilka, ale jak są to tylko
brawa gitarzystom...Polecam tez ciężki ale bardzo dobry riff głowny z
utworu "Disease"!!! Jak już pisałem, jest to głownie album riffowy. Nie
będę mówił jakie utwory są najlepsze bo ten album to kolektyw, trzeba go
całego posłuchać bo jest tego wart. jest nie jest dzieło dwóch czy
trzech dobrych utworów jak to często bywa...
Słowo należą się także o
wokaliście. Dan Fontana (gitara + wokal) dysponuję naprawdę mocnym
głosem, świetnie się tego słucha, barwą i wykonaniem przypomina Chucka
Billy'ego z okresu gdy ten lubił się bardzo ostro podrzeć.
Summa
summarum, album bardzo dobry, z oryginalną muzyką która intryguje i
zaskakuje. Nie jest to czysty thrash a i fragmentów czysto thrashowych
jest tylko kilka, ale za to album jest naprawdę wart słuchania. Polecam
fanom interesujących dźwięków, mocnych riffów i death/thrashowego
łojenia, jak np. Cabal - Midian z 1990go roku. Do tego świetna
okładka!!!
Album można bezpłatnie ściągnąć ze strony Jeordie White'a http://www.basetendencies.com/Media.html
Jeordie White
Od kiedy Black Album jest thrashem?
OdpowiedzUsuńTo kwestia sporna od wielu lat a ja dziennikarzem muzycznym nie jestem i spierać się tak można cały czas. Cały Black thrashem czystym nie jest.Ale sama muzyka swoje korzenie w thrash metalu ma, choćby ciężar Sad but true. Jakby nie patrzeć takie kawałki jak Through the never, Struggle within czy Holier... mają w sobie thrashową szybkość i zadziorność. To samo jest w przypadku trzeciej płyty Wrath - Insane society. Niektórzy powiedzą że to już nie thrash a nowoczesny heavy metal. Tak czy inaczej warte posłuchania :)
OdpowiedzUsuń