czwartek, 14 czerwca 2012

Trivium (USA) - The Crusade (2006)

Czas na coś nowszego. Dzisiaj album zespołu który w metalowym światku jest odbierany bardzo różnie.Trivium (łac. rozdroże, rozstaje; także określenie na trzy spośród 7iu sztuk wyzwolonych w średniowiecznym podziale nauk - trivium obejmowało gramatykę, dialektykę (logikę) i retorykę) powstało w 2000ym roku na Florydzie. Początkowo grali mieszankę metalcore'a z mocnymi wpływami melodyjnego death metalu ze Szwecji. Druga płyta "Ascendancy" z 2005go roku przyniosła im sławę i uznanie zarówno fanów, jak i krytyków muzycznych. Zespół zaprezentował na niej melodyjnego metalcore'a w nowoczesnym, klarownym brzmieniu. Rok później, na fali powrotu Thrash Metalu (nie lubię tego określenie - jak ma wracać coś co cały czas było) Trivium nagrało swój thrash metalowy krążek. Album nazywał się "The Crusade"  i wyszedł na jesień 2006 ponownie pod skrzydłami łowców metalowych nowości z Roadrunner Records. Ich "Krycjata" zawiera 13 kawałków klasycznego thrash metalu. Zespół wzbił się na wyżyny jeśli chodzi o technikę i komponowanie. Naprawdę jest czego posłuchać. Mamy szybkie galopady, mocne, cięte riffy, agresję. Nie ma na tym albumie ani grama metalcore'a i myślę że ten album przekonuję nawet tych którzy są zatwardziałymi Metalheads. Jest na nim po prostu bardzo dobra, dobrze zagrana i świetnie wyprodukowana thrash metalowa muzyka. Moim zdaniem, ten zespół ma dwóch najlepszych gitarzystów młodego pokolenia i to po prostu słychać. To, co dzieje się w partiach gitarowych panów Heafy'ego i Beaulieu to jest mistrzostwo świata. Wreszcie mamy solówki których słucha się z zapartym tchem w piersiach. Nie jakieś tam biegniki po gryfie, tylko długie, rozbudowane, melodyjne sola. Wystarczy posłuchać utworu "Unrepentant" od 03:18 albo "Detonation" od 02:47. Kirk Hammett w wielu wywiadach podkreślał że bardzo podoba mu się muzyka Trivium. Pewnie słyszy tam samego siebie :) Trzeba też wspomnieć o wokalach Matta Heafy'ego. Dysponuje on świetnym,mocnym głosem ale jego moc wychodzi dopiero wtedy, gdy śpiewa a nie gdy krzyczy na siłę jak to miało często miejsce na poprzednich dwóch albumach. Wiele osób zarzuca mu zbytnie zapatrzenie się w J. Hetfielda, ale dla mnie jest to bezpodstawne, bo obaj mają całkiem inne głosy a Heafy śpiewa trochę inaczej od frontmana Metalliki. Układa sobie linie melodyjne których naprawdę chcę się słuchać. Słychać że zespół popracował nad kompozycjami i aranżacjami. Ta płyta to przykład tego że i w XXI-ym wieku można nagrać kawał naprawdę solidnego thrash metalu. Co prawda nie sposób uciec na tym albumie od porównań (czy też jak twierdzą "znawcy" - zapatrzeń) do Metalliki czy ekipy Mustaine'a. Dla mnie ten album jest wspaniały. Klasyczny, dobrze brzmiący,kipiący energią, najeżony mnóstwem błyskotliwych solówek, ze świetnymi riffami i mocnym głosem wokalisty. Ta płyta powinna być wzorem dla młodych zespołów thrash metalowych. Wg mnie tak powinno się grać thrash metal. A i sami panowie z Metalliki mogliby się teraz uczyć od tego zespołu. Zwłaszcza od gitarzystów, którzy wymieniają się solówkami niczym klasyczni wioślarze z Priest czy Maiden. Ostatni numer to popis instrumentalistów, tytułowa Krucjata. Trwa ponad osiem minut i to kawał naprawdę dobrej instrumentalnej muzyki inspirowanej muzyką progresywną. Jedynym słabym punktem (wg mnie oczywiście) jest utwór "And sadness will sear" który kompletnie nie pasuje do koncepcji całej płyty. Niektóre wydanie tej płyty zawierają dwa bonusy: "Broken One" i "Vengeance". Utwór "Broken One" uważam za esencję thrash metalu. Zaczyna się zgrabną figurą basową, potem miarowe riffy, snujący śpiew Heafy'ego a potem to już metalowa poezja. Thrash metalu zagranego z taką pasją słucha się naprawdę przyjemnie. A druga część utworu, solówkowa, zaczynająca się od 03:03 to po prostu masterpiece. Takich solówek i takiego bicia perkusisty jak w tym utworze nie ma zbyt często w takiej muzyce. Dla mnie numer absolutnie genialny. Szkoda że nie ma go na normalnej edycji płyty; spokojnie mógłby się znaleźć za "And sadness will sear". Summa summarum, najważniejszy i najlepszy album THRASH METALOWY nagrany w XXI -ym wieku.

Zastanawia tylko jedno. Po co zespołowi było nagranie takiego albumu, skoro już na następnym albumie wrócili do grania metalore'a i już raczej do stylistyki thrash metalowej nie wrócą. Czy był to wyraz podążania za ówczesną modą czy po prostu chęć zagrania muzyki którą bardzo lubią? To samo zjawisko można zaobserwować w walijskim zespole Bullet For My Valentine, który po metalcore'eowej płycie nagrał album czysto thrash metalowy. To jednak raczej wyraz podążania za modą i chęci zdobycia większej ilości fanów, fanów thrash metalu.

Wrzucam album wraz z dwoma świetnymi bonusami z wersji japońskiej. Cały album w jakości 320 kbps; bonusowe dwa utwory w 192 kbps. Enjoy!



                                                       Trivium (USA) - The Crusade (2006)

niedziela, 3 czerwca 2012

Torture (USA) - Storm Alert (1989)


Dzisiaj zespół całkiem zapomniany. Ale za to jaki!!! Zespół Torture pochodzi z USA, z Texasu. Wydał jedno demo, jedno EP i jeden album. I właśnie ten album przedstawiam, wydany pierwotnie w 1989-tym roku przez Plastic Head Music Distribution, ale w zremasterowanej wersji i z bonusowymi utworami (nakładem Escapi Music z 2006-go roku). Album to ze wszech miar bardzo dobry. Przede wszystkim w uszy rzuca się od razu potężne, klarowne, czyste brzmienie. Płytę otwiera klimatyczne, niepokojące intro które jest wyjęte ze ścieżki dźwiękowej do horroru ""Dzieci Kukurydzy". Dalej mamy utwór "Ignominious Slaughter" - po prostu czad i zapowiedź tego co czeka nas na tym albumie. Agresja, szybkość, równość, lubię taki thrash. Do tego nie jest to bezmyślna łapanka, tylko przemyślana muzyka,ale na swój sposób brutalna. Dalej mamy "Dwell Into Surreality", najdłuższy utwór na płycie (ma prawie 11 minut), i znajdziemy w nim wszystko. Takich długich, rozbudowanych utworów mamy kilka. I naprawdę jest czego posłuchać.Utwór tytułowy zaczyna się jakimś takim klimatycznym intrem, by przerodzić się w riffową ucztę. Są intra, są zmiany tempa, są szybkie i mocne thrashowe riffy. Słucha się tego z zapartym tchem. Dalej mamy podobnie. W długim, znakomitym "Slay Ride" mamy na początku jakąś świąteczną piosenkę śpiewaną przez jakieś dzieci. W sumie każdy utwór zasługuje na pochwałę i krótką recenzję, ale nie ma co wybierać i dzielić, trzeba posłuchać całego albumu. Słychać inspiracje Slayerem, Infernal Majesty (zwłaszcza niektóre fragmenty wokalne), Destruction. Tak więc wiadomo czego się spodziewać. Czysty, agresywny, transowy thrash metal. Ale jest to muzyka zbudowana inteligentnie, z różnymi smaczkami i zmianami, dlatego też nie nuży i świetnie jej się słucha. Kto lubi instrumentalny thrash to mamy dwie części utworu "Whips". Czad i agresja po prostu. Ale nie jest to jednostajne. Wokalista ma ostry głos, czasem szybko śpiewa, czasem po prostu krzyczy z wnętrza gardła i świetnie to współgra z agresywną muzyką. Solówki w długich kompozycjach robią bardzo dobre wrazenie, choć mogłoby być ich więcej. Ale jest to album głównie roffiwy, dlatego solówki nie są aż tak ważne. Cóż, ten album to w pewnych kręgach klasyk. Świetne kompozycje (brawa należą się gitarzystom), bardzo dobre brzmienie i moc bijąca z tej muzyki. Obowiązek dla fanów Slayera, Infernal Majesty, Atommicy i dla tych którzy lubią agresywny thrash, inteligentnie zagrany. Zapraszam na dźwiękową ucztę, Na pewno zasmakuje :)


Prawie wszystkie utwory w jakości 320kb/s