sobota, 31 grudnia 2011

Denial (USA) - Antichrist President (1991)

Denial (USA)




Po sporej dawce thrashu z UK czas powrócić na muzyczne rejony z których ta muzyka się wywodzi. Dziś zespół z USA, konkretnie z Północnej Karoliny. Powstali w 1987 i wydali jeden LP i jednego singla o tym samym tytule. Na "Antichrist President" z 1991go roku grają thrash taki bardzo amerykański, mi się to momentami kojarzy z wczesnym Testamentem. Osiem utworów, bardzo zróżnicowanych. Przeważają tempa średnie, riffy zaś ciężkie, takie bujane. Cóż, rok 1991 to już początek końca wspaniałej ery thrash metalu (1985-1992), więc i zespołów grających klasyczne albumy w stylu debiutów Exodusa czy Anthraxu mamy i mniej. Teksty dotyczą tematów politycznych (już sam tytuł to sugeruje). Solówki są długie i rozbudowane,ale raczej wolniejsze, nie są to takie typowe szybkie, ale krótkie i treściwe sola. Album trochę dłuży i momentami jest nudnawy. Np. dwuminutowa solówka na wstępie do "Third World Nation" jest po prostu nudna. Potem kawałek nabiera właściwych obrotów, ale też jakoś nie zaskakuje. Wokalista to chyba najsłabsze ogniwo tego zespołu. Głos ma nijaki i krzyczy też trochę na siłę.  Najlepszy kawałek to tytułowy "Antichrist President ", bardzo krótki ale za to treściwy. Summa summarum, nie jest to album wybitny, ot po prostu solidny thrashowy album z mroków przeszłości.Można się zapoznać.


Denial (USA) - Antichrist President (1991)

piątek, 30 grudnia 2011

Toranaga (UK) - Bastard Ballads (1988)

Toranaga (UK)



Nie wiem czemu ale bardzo lubię thrash metal z Wielkiej Brytanii. Może dlatego że daleko mu do jednostajności i (w dużej mierze) bezpłcIowości thrashu made in Germany. Lubię nawet te zespoły mało znane, które wydały po jednej, dwie płyty i przepadły w mroku historii;nie mówiąc już o tych wielkich brytyjskiej sceny (Sabbat, Onslaught, Xentrix). Dziś zespół zapomniany. Założę się że Ci, którzy przeglądają tego bloga pierwszy raz o nim coś usłyszą.Toranaga z Bradford. Toranaga to jeden z Samurajów, postać z japońskiego "Szoguna". Wydali dwie płyty i singla. Dwie płyty mam, singla nigdy nie słyszałem. Ich pierwsza płyta, "Bastard Ballads" wydana przez (sławną później z wydawania płyt Anathemie czy też Darkthone) Peaceville Records w 1988 roku to przykład inteligentnie zagranego thrash metalu, gdzie szybkość wcale nie jest największym atutem. A są nim zawodzące, ostre,ale melodyjne riffy, jak np. w "Dealers of Death". Wokalista ma bardzo ciekawy głos i stara się nie tylko krzyczeć, lecz bardziej śpiewać, co w takiej muzyce bardzo cenię. Te sześć utworów to co najlepsze w thrash metalu - mamy i szybkość, i melodię, i galopady, i majestatyczne zwolnienia, w których dopiero wtedy widać potęgę brzmienia. Co do brzmienia, płyta brzmi słabo. Gdyby zapewnić Toranadze produkcję taką jaką w tym czasie miała np. Sepultura, mieli byśmy potężnie i mrocznie brzmiący album. Płyta ma tylko sześć utworów, więc polecam posłuchać w całości.Są one długie, średnia długość utworu wynosi 6 minut. Najlepsze utwory to "Sentenced" (od razu przywodzi mi na myśl nieistniejącą już świetną fińską grupę metalową :-)), wspomniany "Dealers of Death" i instrumentalny utwór tytułowy, który od 4 minuty i 50 sekundy ma kilka sekund żywcem wyjętych z "Kill'em All" . Widać inspirację - w szybszych fragmentach słychać echa twórców "Ride The Lightning". Wydali później jeszcze drugą płytę, ale ta na swój post musi poczekać :) Enjoy :)


Toranaga (UK) - Bastard Ballads (1988)

czwartek, 29 grudnia 2011

D.A.M. (UK) - Human Wreckage (1989)

 D.A.M. (UK)




Rok 1989 obifitował w thrash metalu w bardzo dobre płyty i bardzo udane debiuty. Jednym z takich debiutów jest album brytyjskiego D.A.M. wydanego przez Noise Records. W tym samym roku w UK debiutował Xentrix. Od razu po wydaniu płyt te dwa zespoły zyskały sporą rzeszę sympatyków, ale głównie w Wielkiej Brytanii, a szkoda, bo zespoły to naprawdę dobre. "Human Wreckage" to dwanaście thrashowych kawałków, dla tych którzy lubią równe granie, takie bardziej bujające. Kawałek tytułowy to już chyba klasyk, nakręcono do niego klip (niestety w wersji krótszej, bez solówek, które są świetne). Taki "Left To Rot" to przykład thrashowego bujania. Riffy tną aż miło. "Prophet Of Doom" zaczyna się balladowym wstępem, poprzez ciężkie i szorstkie riffy przeistacza się w środkowej części w coraz szybciej galopującą maszynę. "Vendetta" to krótki utwór, który ma przepiękny wstęp na czystych gitarach. Szkoda że nie pokusili się o quasi-balladę, jak to robiły prawie wszystkie zespoły thrashowe (Testament, Metalika, nawet ich rodacy z Onslaught). Brzmienie jest bardzo dobre, co pozwala lepiej docenić tą muzykę. Nie ma co pisać, tą płytę trzeba znać. Pomnik europejskiego thrash metalu!!!


D.A.M. (UK) - Human Wreckage (1989)

środa, 28 grudnia 2011

Cyanide (USA) - World Peace Six Feet Under (1989)

Cyanide (USA)

Dzisiaj ciekawostka, o której w necie nie ma praktycznie nic, a i sam album jest raczej trudno dostępny. Cyanide z New Jersey, USA. Wydali jedno demo i jeden pełny album. Dema nie mam i nie znam. Na albumie "World Peace Six Feet Under" wydanym w 89-tym roku grali mieszankę thrashu, hardcore'a, punka i jeszcze kilku innych gatunków. Muzyka jest szybka, energetyczna, cały czas ciągnie do przodu i słucha się jej świetnie. Naprawdę dużo się w niej dzieje. Rzeczywiście trująca jak cyjanek. Takiego czadu jak "Fucking" nie powstydziłoby się Discharge. "I'm Me So Fuck You' to chyba najlepszy utwór, dobry jest też "Country MoshCyanide", gdzie zgodnie z tytułem country'owy wstęp przeradza się w thrashową galopadę. "Veto the Guido" to bliźniaczy brat "Jesus Saves" wiadomo kogo. Muzycy skupili się na riffach i solówkach, i to świetnie słychać.Fajna płyta, i jak na swoje czasy, z dość dobrym brzmieniem. Warto poznać. Dla fanów thrash/hardcore'a. Lubisz Discharge czy Soothsayer?, Polubisz i Cyanide.


Cyanide (USA) - World Peace Six Feet Under (1989)

środa, 21 grudnia 2011

Wrath (USA) - Fit Of Anger (1986)

Wrath (USA)

Trzecia płyta amerykańskiego Wrath była na blogu jako jeden z pierwszych postów. Dziś wracam do tego zespołu z jego debiutancką płytą "Fit Of Anger" z 1986go roku. Płyta bardzo różna od tej trzeciej, którą prezentowałem. Jest to thrash jeszcze świeży, nieupierzony, taki trochę dziki. Produkcja nie jest tak dobra jak na "Insane Society". Śpiewa na niej inny wokalista,Gary Golwitzer,  którego głos pasuje raczej do power metalu niż do thrashowego riffowania. Ale warto tej płyty posłuchać. Nie będę się rozpisywał co do kawałków, bo są bardzo różnorodne i dopiero całościowe przesłuchanie daje pojęcie o płycie. Wyróżniają się dwa utwory : numer 1. In the Wake z fajnymi wokalami i numer 3. What's Your Game ze świetnym riffem na początku. Warty posłuchania jest też instrumentalny "Bones", gdzie klimat zmienia się jak w kalejdoskopie,a sola w połowie utworu to poezja. Polecam tą płytę tym którzy lubią pierwszą płytę Megadeth a ogólniej tym, którzy lubią bardziej ciężkie riffy niż zawrotną szybkość.






Wrath (USA) - Fit Of Anger (1986)

niedziela, 11 grudnia 2011

Kilersi (Pol) - Hollywood (1999)

Nie samym Thrashem człowiek żyje :) Dziś będzie inaczej niż zwykle. Niejako w formie odskoczni od ciężkiej muzyki, postanowiłem wrzucić coś całkiem innego. W formie ciekawostki zamieszczam na swoim blogu drugi album polskiego zespołu Kilersi - "Hollywood' z 1999go roku, wydanego przez Artha.

Album taki do posłuchania bardziej dla relaksu,niż dla jakichś większych wrażeń. Kilersi słyną z rockowych wersji rozmaitych piosenek rozrywkowych, np. "Stokrotki", "Jagódki". Polecam ludziom którzy cenią u artystów poczucie humoru :)






Kilersi (Pol) - Hollywood (1999)

wtorek, 6 grudnia 2011

Deliverance (USA) - Deliverance (1989)

Po dłuższej przerwie wracam z debiutanckim albumem amerykańskiego Deliverance. Zespołów o tej nazwie z USA było kilka ale ten jest zdecydowanie najlepszy i najważniejszy.

Grupa powstała w 1985 roku w Los Angeles, oczywiście w Kalifornii (swoją drogą najlepsze grupy thrashowe, i nie tylko thrashowe pochodzą bądź pochodziły z tego zachodniego stanu). Kalifornia jako największe zagłębie thrash metalu na świecie pewnie doczeka się osobnego posta w najbliższej przyszłości. Prezentuję debiut Deliverance z 1989 roku, bo jest to czysto thrashowy album i, co tu dużo mówić, jest świetny. Grupa, wraz z kilkoma innymi, np. z Vengeance Rising mieści się w nurcie chrześcijańskiego thrash metalu. Oczywiście takie rozróżnienie jest sztuczne i tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Muzyka zawarta na debiucie Deliverance to thrash, w większości oparty na jednym głównym riffie, do którego dobudowywane są inne motywy muzyczne. Ten riff jest najczęściej szybki i mocny. Otwarcie w postaci "Victory" to czysty czad. Riff ze szkoły Slayera. Drugi kawałek, "No Time" to najlepszy utwór na tej płycie i chyba najlepszy utwór w historii tego zespołu, choć płyt wydali dość dużo. Wątpię żeby ten riff (na początku "No Time") nie spodobał się komuś kto lubi inteligentne melodię. Ten kawałek to klasyk. Szkoda że tak słabo znany. "No love" ma fajną motorykę i w środku riffowy most, którego słucha się naprawdę z przyjemnością. Atutem tej płyty są także solówki, obecne w sumie w każdym utworze. Nie jakieś biegniki, tylko melodyjne, treściwe sola.  "Jehovah Jireh" to thrash w czystej postaci. Sekcja rytmiczna "idzie" równo z gitarami, i świetnie się tego słucha. Wokalista i gitarzysta, Jimmy P. Brown II, układa sobie fajne linie melodyjne, nie krzyczy aby szybciej, ale śpiewa, co czyni ze słuchania tej płyty przyjemność.
Nie ma co dużo pisać, lubisz thrash, powinieneś poznać tą płytę. Deliverance nagrali po niej jeszcze kilka innych, ale dla mnie debiut zawsze będzie najlepszy. Na innych nie grali już thrashu, tylko takie różne rzeczy, trochę heavy, trochę jakiegoś industrialu, nie trafia to do mnie, ale debiut to rzecz świetna.
Polecam fanom melodyjnego, inteligentnie zagranego thrashu.







Deliverance (USA) - Deliverance (1989)